Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 286.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to z powodu?...
— Kaprysu natury, nie zaś nieświadomości ludzi. Ani jeden błąd nie został popełniony w naszych obrotach. Zresztą trudno przeszkodzić skutkom prawa równowagi. Można walczyć z prawami ludzkiemi, lecz nie opierać się prawom przyrodzonym.
Dziwną doprawdy chwilę wybrał kapitan Nemo na te uwagi filozoficzne. W rezultacie — odpowiedź jego nic mi nie objaśniła.
— Czy mógłbym wiedzieć, panie — zapytałem jaka jest przyczyna tej przygody.
— Przewróciła się — odparł — ogromna bryła, cała góra lodu. Gdy lodowce topnieją od dołu pod wpływem cieplejszych warstw wody lub kruszą się tam, uderzając jedne o drugie, wówczas podnosi się ich środek ciężkości, wobec czego przechylają się i wkońcu wywracają koziołka. Oto, co się teraz przytrafiło. Jedna z takich brył, wywracając się, uderzyła w Nautilusa, płynącego pod wodą. Potem, wślizgnąwszy się pod pudło, unosząc go wgórę z nieprzepartą siłą, wprowadziła na mniej zwarte pokłady, gdzie obecnie leży na prawym boku.
— A czy nie można wyswobodzić Nautilusa, wypróżniając zbiorniki, by tym sposobem przywrócić mu równowagę.
— To właśnie w tej chwili się robi. Może pan słyszeć działanie pomp. Spojrzyj pan na wskazówkę manometru: widać na niej, że Nautilus się podnosi, ale razem z nim podnosi się i lodowiec — i jeżeli jaka przeszkoda nie powstrzyma jego ruchu do góry, to położenie nasze się nie zmieni.
W istocie Nautilus pochylony był ciągle na prawy bok. Wyprostowałby się bezwątpienia, gdyby lodowiec się zatrzymał. W takim razie jednak, kto wie, czybyśmy nie uderzyli o spodnią powierzchnię lodowiska; czybyśmy nie zostali straszliwie ściśnięci pomiędzy dwiema warstwami lodów?
Rozmyślałem nad wszelkiemi następstwami tego położenia. Kapitan Nemo nie przestawał obserwować manometru. Nautilus od chwili uderzenia lodowca podniósł się blisko o sto pięćdziesiąt stóp, ale zachowywał ciągle jednakowy kąt nachylenia.
Nagle lekki ruch dał się uczuć w pudle. Znać było, że Nautilus zwolna się prostuje. Przedmioty, zawieszone w salonie, nabierały widocznie normalnego położenia. Ściany zbliżały się do pionu. Żaden z nas nie wyrzekł słowa. Z bijącem sercem uważaliśmy, czuliśmy to podnoszenie się statku. Podłoga wracała pod naszemi stopami do poziomu. Upłynęło tak z dziesięć minut.
— Wyprostowaliśmy się wreszcie — zawołałem.
— Tak — rzekł kapitan Nemo, zwracając się ku drzwiom salonu.
— Lecz czy będziemy mogli płynąć?
— Zapewne — odpowiedział — gdyż zbiorniki nie są jeszcze