Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 148.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zostawszy sam, położyłem się, ale nie spałem, jak należy. Słyszałem kroki dzikich na pokładzie i ich ogłuszające krzyki. Tak przeszła noc, bo osada ani się ruszyła. Tyle ją obchodzili kanibale, co obchodzą fortecę dobrze uzbrojoną mrówki, chodzące po jej murach.
Wstałem o szóstej. Okrętu nie otworzono, więc powietrze świeże nie weszło do wnętrza; ale zbiorniki, napełnione niem na wszelki wypadek, zasiliły kilku metrami sześciennemi tlenu ogołoconą z niego atmosferę Nautilusa. Pozostałem u siebie aż do południa, nie widząc wcale kapitana Nemo. Nie zdawało się, żeby na statku czyniono jakie przygotowania do podróży.
Poczekawszy jeszcze trochę, udałem się do salonu. Zegar wskazywał wpół do trzeciej, więc za dziesięć minut przypływ powinien był osięgnąć najwyższej wysokości, i jeśli kapitan nie zanadto zuchwale obiecywał, to Nautilus spłynie. Inaczej całe miesiące może być uwięziony w swem łożu koralowem.
Dało się jednak już uczuć kilka drgnięć w kadłubie statku, niby przepowiednia tego, co nastąpi; było słychać, jak się kruszyły nierówności dna koralowego. Pięć minut po wpół do trzeciej zjawił się w salonie kapitan Nemo.
— Zabieramy się do drogi — rzekł.
— Ach! — wykrzyknąłem lekko.
— Kazałem otworzyć wejście na pokład.
— A Papuasi?
— Papuasi? — odpowiedział kapitan, wzruszając nieco ramionami.
— Gotowi wejść do wnętrza statku.
— A to jak?
— Przez wejście, które pan każesz otwierać.
— Panie Aronnax, niekoniecznie można wejść do Nautilusa, choć otwory nie są zamknięte.
Otworzyłem szeroko oczy.
— Pan mnie nie rozumie? — zapytał.
— Nie rozumiem — odpowiedziałem.
— No, to pan zobaczysz.
Poszedłem ku głównym schodom. Już tam byli Conseil i Ned Land i przyglądali się ciekawie, co to będzie, gdy wejście zostanie otwarte; z zewnątrz słychać było wrzaski przeraźliwe i nawoływania.
Gdy odsunięto pokrywy, pokazało się ze dwadzieścia strasznych postaci. Ale zaraz pierwszy krajowiec, który położył rękę na poręczy schodów, odrzucony został nie wiem jaką siłą i uciekł, krzycząc wniebogłosy, wyłamując się w kształty potworne. Dziesięciu innym, którzy wejść próbowali, to samo się stało.
Conseil był zachwycony. Gwałtowniejszej natury Ned Land nie mógł wytrzymać na miejscu i rzucił się ku schodom. Ale gdy chwycił się poręczy, wywróciło go coś natychmiast.