Strona:PL Juljusz Verne-20.000 mil podmorskiej żeglugi 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była śruba, powstało jakby jakieś wrzenie i masa poruszać się zaczęła. Zaledwie mieliśmy czas przesunąć się na część jego przednią, wystającą nad wodę na osiemdziesiąt może centymetrów. Na szczęście, szybkość jego nie była zbyt wielka.
— Dopóki płynie poziomo — mruczał Ned Land — nie mam nic przeciwko temu; ale jeżeli mu przyjdzie ochota zanurzyć się, to i dwu dolarów nie dałbym za mą skórę!
I to byłoby za wiele!
Było więc rzeczą niezbędną porozumieć się z istotami zamkniętemi w tej maszynie. Szukałem tedy pod stopami naszemi otworu, klapy, „dziury wejściowej”, wyrażając się technicznie, ale szeregi nitów, mocno wiążących z sobą blachy pancerza, ciągnęły się wyraźnie i jednostajnie.
Przytem i księżyc skrył się już za chmury, a więc zostaliśmy pogrążeni w ciemności. Trzeba było czekać dnia, aby wynaleźć środek przeniknięcia do wnętrza tego statku podmorskiego.
Tak więc ocalenie nasze zależało jedynie od kaprysu tajemniczych sterników, kierujących tym przyrządem, który gdyby się zanurzył, zginęlibyśmy bez ratunku. Jeśli ten wypadek nie zajdzie, to ani wątpiłem, że wejdziemy z nimi w stosunki. Bo i w rzeczy samej, jeśli sobie sami nic wytwarzali powietrza, to musieli od czasu do czasu powracać na powierzchnię oceanu dla odświeżenia go i łatwiejszego oddychania — co musi się dziać zapomocą jakiegoś otworu, któryby wnętrze statku łączył z atmosferą.
Co zaś do nadziei ocalenia nas przez kapitana Farraguta, tej wypadło wyrzec się zupełnie. Płynęliśmy na zachód, a szybkość nasza, względnie bardzo niewielka, wynosić mogła ze dwanaście mil na godzinę. Śruba rozbijała fale z matematyczną jednostajnością, wychylając się niekiedy i wyrzucając wodę, fosforyzującą do znacznej wysokości.
Około czwartej godziny z rana szybkość przyrządu wzrosła tak, że fale silnie nas potrącały; z trudnością przyszło nam się utrzymać. Na szczęście Ned namacał wypadkiem szeroką obręcz, otaczającą górną część grzbietu, i do tej mocnośmy się przyczepili.
Przeszła nareszcie ta długa noc. Zawodna moja pamięć nie dochowała wszystkich doznanych naówczas wrażeń. Jeden tylko przypominam sobie szczegół. Mianowicie podczas spokoju na morzu i przy cichym wietrze, niejednokrotnie słyszałem jakieś tony niewyraźne, jakby przelotną harmonję, oddalonemi wywołaną akordami. Jakaż więc była tajemnica tej żeglugi podmorskiej, której wyjaśnienia świat cały szukał napróżno? Jakież istoty przebywały w tym dziwnym statku? Jakież mechaniczne czynniki przenosiły go z miejsca na miejsce, z szybkością tak nadzwyczajną?
Dzień się robił; jeszcze poranne mgły otaczały nas, ale wkrótce rozwiać się miały. Chciałem przystąpić do uważnego zba-