Strona:PL Juliusz Slowacki - Jan Bielecki 15.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O jakże cudna, gdy się wstydem płoni!
Widne łzy w oku, widne drżenie dłoni,
I cała postać powiewna i drżąca.
Jéj śnieżne łono westchnieniem odtrąca
Tę młodą różę, co wpół wychylona,
Aksamitnego dotknęła się łona.

Dla czegoż smutna?... Patrz na wód lazurze
Kwiat się przegląda w jeziora krysztale;
Choć chmury słońca nie zakryją światu,
Kwiat liście zwiesza i kryje się w fale;
Lilija wodna może przeczuć burze,
Kwiat czuje — Ona miała czucie kwiatu.

Wracają tłumnie weselne orszaki,
Zagrali grajki, grzmią liczne wystrzały,
I pochodniami świecili kozaki;
Noc księżycowa widna jak dzień biały.
„Stójcie! — zawołał pierwszy swat — przedemną
Nie widzę domu.... Janie, wszak tu droga
Do twojéj chaty? ha! cóż to? dla Boga!
Czy dom twój zniknął? czy mi w oczach ciemno?
Ale nie, widzę — oto orzą pługi,
Wieśniak ostatniéj miedzy doorywa...”
Kiedy to mówił — przybiegł jeden, drugi,
Patrzą, nie wierzą — sam Jan staje, słucha,
Blednieje — nagle z tłumu się wyrywa;
A w tłumie była cichość straszna, głucha.

W krótce Jan wrócił — prędko jak błysk gromu,
Stanął przed żoną obłąkany, blady.