Ta strona została uwierzytelniona.
A nieprzejednany profesor szedł także, odwracając oczy od nienawistnych tłumów ludzkich. Nie miał przed sobą przyszłości. Gardził przyszłością. Był potęgą. W myśli lubował się obrazami śmierci i zniszczenia. Szedł wątły, nikły, w wytartem ubraniem, nędzny — i straszny, w prostocie niezłomnej wiary, która przez zbrodnię i szał zamierzała odrodzić ludzkość. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt go nie podejrzewał. Niosąc ze sobą śmierć, przesuwał się jak zaraza przez ulice pełne ludzi.
KONIEC.