Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyjechawszy na szerszą ulicę, Winifreda zauważyła:
— Ten koń niewiele wart.
Oczy jej nieruchome błyszczały w cieniu dorożki. Na koźle Stevie zamknął nagle usta, wymówiwszy jeden tylko wyraz: — Nie bij!
Woźnica, trzymając lejce, okręcone wokoło żelaznego pręta, nie zważał na to. Stevie powtórzył zadyszany: — Nie bij!
Dorożkarz zwrócił ku niemu brudną i czerwoną twarz, najeżoną białymi szczecinowatymi włosami. Czerwone oczy błyszczały od wilgoci. Grube wargi miały fioletową barwę. Brudnym grzbietem ręki, w której trzymał bat, potarł szczecinę, pokrywającą ogromny podbródek.
— Nie bij! — wyjąkał z uniesieniem Stevie. — To boli!
— Nie bić? — powtórzył dorożkarz, zamyślając się i uderzył konia batem.
Uczynił tak nie dlatego, żeby miał serce okrutne, ale dlatego, że potrzebował zarobić pieniądze za kurs. Dorożka toczyła się, szczękając i brzęcząc. Ale na moście zrobiło się nagłe zamieszanie. Stevie zeskoczył z kozła. Rozległy się wołania na chodniku, ludzie zaczęli biedz, dorożkarz stanął, klnąc zachrypłym głosem z gniewu i zdumienia. Winnie spuściła okno i wysunęła głowę, blada jak widmo. W głębi dorożki matka wołała z niepokojem:
— Czy się co stało chłopcu? Czy się co stało chłopcu?
— Nic mu się nie stało, ani nie spadł z ko-