Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej zrobiłem... nie wypuszczając na niego... miejscowej policyi...
Trwało to tak długo, że dyrektor dał dowód wielkiej cierpliwości, słuchając uważnie. Ale odpowiedział bez zwłoki.
— O ile mi wiadomo, niema takich powodów. Ale, panie inspektorze, takie wybiegi względem mnie są niewłaściwe, wysoce niewłaściwe. I nieuczciwe — pan wie dobrze. Nie powinieneś mnie pan zmuszać do odgadywania zagadek. Dziwię się, doprawdy...
Przerwał i dodał łagodnie:
— Nie potrzebuję chyba mówić, że nasza rozmowa nie jest urzędowa...
Ale te słowa nie uspokoiły inspektora. On miałby się obawiać! Dyrektorowie zmieniają się — ale zasłużony naczelny inspektor nie jest przelotnem zjawiskiem w wydziale! Wpatrywał się okrągłemi oczyma w naczelnika i myślał:
— Mój chłopcze! Nie pasujesz do swojego stanowiska i nie zabawisz na niem długo, idę o zakład!
Jakby w odpowiedzi na tę ukrytą myśl inspektora, po ustach dyrektora przewinęło się coś nakształt uśmiechu, gdy przemówił swobodnie:
— Zobaczymy teraz, co pan znalazłeś na miejscu wypadku, panie inspektorze. Co pan przyniosłeś?
Inspektor, nie zmieniając bazyliszkowej nieruchomości swego spojrzenia, odrzekł, dobywając z kieszeni, bez pośpiechu, kawałek ciemno granatowego sukna: