Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub teatru pełnego ludzi. Bo wtedy powiedzianoby: „O! to tylko wybuch nienawiści klasowej!” Ale zamach na przybytek nauki? Co powiedzieć o takiem dzikiem niszczycielstwie, niezrozumiałem, niepojętem, poprostu szalonem? Zresztą ja jestem człowiek ucywilizowany, nie przyszłoby mi na myśl, namawiać cię do zwykłej rzezi, choćby miała ona wydać najkorzystniejsze wyniki. Ale rzeź nie przyniosłaby takich korzyści. Morderstwa już spowszedniały. Stały się czemś codziennem, a ponieważ bomby są waszą ulubioną bronią należy ich użyć przeciw temu, co społeczeństwo otacza dziś czcią największą — przeciw nauce. Cobyś powiedział naprzykład o zamachu na… astronomię?
Pan Verlok, stojąc, jak skamieniały obok fotelu, wzdrygnął się tylko od czasu do czasu, jak pies, dręczony we śnie niespokojnemi widziadłami. Zapytany, powtórzył nieludzkim, dziwnym, głosem:
— Na astronomię?
Ale ochłonął już z osłupienia, w jakiem pogrążyło go podążanie za planami pana Włodzimierza. Odzyskał władzę przyswajania sobie pojęć. Ogarnął go gniew. A gniew wzmagało jeszcze niedowierzanie. I nagle wydało mu się, że jest ofiarą jakiegoś wymyślnego żartu. Pan Włodzimierz wyszczerzył zęby w uśmiechu, a na jego okrągłej, pełnej twarzy ukazały się wdzięczne dołeczki. Ulubieniec dam siedział w zwykłej pozie, jaką przybierał przy wygłaszaniu dowcipnych uwag. Siedział pochylony, z białą ręką wzniesioną do góry, jakby trzymał w dwóch palcach subtelny wytwór swojej wyobraźni.