Strona:PL Joseph Conrad-Banita 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przypuszczam co działa, zrobić musi w życiu głupstwo jakieś kapitalne i zapłacić za nie drogo... Nie mylą się ci tylko, co przedsięwziąć cobądź nie są w stanie.
Westchnął z oczami wpartemi w ziemię, Almayer zawrzał gniewem.
— Bez serca jesteś ojcze! — zawołał — żal ci tych desek, a ani dbasz, że lekkomyślnością twą, przedsiębiorczością, zuchwalstwem swem nieposkromionem, straciłeś okręt, zrujnowałeś mnie. Co tam mnie, zrujnowałeś biedną, moją małą Ninę! Co poczniem teraz z sobą, co poczniem? Po co mi było gnić w tej dziurze? Uczyniłeś mię swym wspólnikiem, a teraz, gdy wszystko przepadło opłakujesz okręt, jak kochanek kochankę. Sam go naraziłeś i stary był, dawnoś mówił, że nic nie wart. Opłakujesz okręt, a tu idzie o krocie, o miliony, co się nam tu, w przeklętym Sambirze, z rąk wymknęły dzięki temu opętańcowi, Willemsowi.
— Pozostaw go mnie — rzekł Luigard surowo — co zaś do tych kroci, miljonów... Handel Kacprze, jest handlem: raz płaci, raz traci, a troskę o fortunę i swą przyszłość mnie też możesz pozostawić. Czy masz czem naładować „schooner“[1], co mię tu przywiózł?
— Magazyny pełne „rattanu“[2]. Jest też tam jeszcze około osiemnaście ton „guttahu“[3]. Ostatnie to pono nasze zapasy — westchnął Almayer.
— Bądź co bądź nie było rabunku — zauważył kapitan — nic nie straciłeś. Czegóż piszczysz?

Almayer porwał się i opadł na krzesło. Porwał się za piersi, trochę białej piany zjawiło mu się w ką-

  1. Mały statek.
  2. Rodzaj trzciny.
  3. Guma.