Strona:PL Joseph Conrad-Banita 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

. Pomiędzy nimi była przepaść, której namiętność nie wypełni. Uderzyła go nagle oczywistość jak mało co mają z sobą wspólnego: ani myśli, ani wyobrażeń, wspomnień, ani może nawet uczuć. Wszak niezdolną była zrozumieć wahań się jego, wstrętów, rozpaczy, motywów, któremi się kierował a teraz otwarte, harde nieposłuszeństwo... I powiedzieć, że dzikie kobiety na powolne niewolnice są stworzone... I pomyśleć, że on bez niej nie potrafi...
Silny i śmiały mężczyzna, pod którego dłonią drżał przed chwilą Babalatchi, uczuł w sercu ból, jaki tylko słabi uczuć mogą. Drobny fakt nałożenia przez Aïszę zasłony, wbrew jego żądaniu, podziałał nań jak odkrycie wielkiego i nieuniknionego niebezpieczeństwa, dał mu miarę poniżenia w jakie popadł, zostając niewolnikiem namiętności, niezdolny utrzymać władzy, wolę swą poprzeć. Wola, energia, sumienie, wszystko nikło w pożądaniu ponętnej kobiety. Nie zdawał wprawdzie sobie z motywów jasnej sprawy, nie miał po temu dość zimnej krwi, czuł tylko, że się coś w nim złamało niepowrotnie. Instynkt zachowawczy, ostrzegający, pozostał żywy, zaostrzony, nie odpowiadała wola namiętnością skrępowana, namiętnością tem opłakańszą, że nie ślepą, jak ją zwykle mianują ogólnikowo rzeczy te traktujący psychologowie. Porażkę swą czuł Willems, zdawała mu się niesłuszną, tajemniczo groźną i — nieuniknioną. Z burzą uczuć i sumienia wpatrzył się w zjawisko otulonej we wschodnie zasłony kochanki. Doświadczał wściekłości człowieka spoliczkowanego i niezdolnego pomścić swej krzywdy. Nagle wybuchnął śmiechem gorzkim, podobnym do bezsilnego zgrzytu.