Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 302.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pokój nam darowałeś i mądrość płynęła z ust twoich, abyśmy byli oświeceni! Czemuż nas teraz opuszczasz, sieroty biedne, zbyt prędko wracając na promienną Ziemię? O-ha! O-ha!
— O-ha!
— Dzięki czynimy tobie...
Marek odwrócił się i wszedł do świątyni, zatrzaskując ciężkie drzwi za sobą.
Oczy jego, na ganku oślepione słońcem, wprost na twarz mu padającem, błądziły zrazu w mroku, zalegającym olbrzymią salę... Nie wiedział, czy to złudzenie, czy rzeczywistość: tam w głębi o czarną kazalnicę ze złotym napisem oparta stała Ihezal... Nie widział jej już był dawno, niemal od owego pamiętnego dnia na platformie dachu. Zbliżył się teraz ku niej zwolna.
— Ihezal! powracam na Ziemię...
— Wiem, że masz zamiar powrócić...
Dostrzegł w pół-mroku, że oczy ma przerażone i jakby błędne, na ustach skostniały, do skrzywienia podobny uśmiech.
— Ihezal!
Obejrzała się szybko w około. Jakiś ledwo dosłyszalny szelest za kazalnicą...
Z zastygłą maską na twarzy, jakby pod przemocą obcej woli rozwarła mechanicznie drżącemi rękoma szatę na piersi.
— Pójdź...
Nagle wyciągnęła ręce przed siebie.
— Nie! nie! Uciekaj ode mnie! — zaczęła wołać stłumionym głosem, — zawołaj tu ludzi i idź stąd! Miej litość nade mną! nad sobą! Uciekaj! wracaj na Ziemię!
Chwycił ją za dłoń wyciągniętą.
— Co tobie? dziewczyno!
Szelest dał się słyszeć znowu, — Ihezal pobladła, wyraz straszliwego lęku odbił jej się w oczach.
— Pójdź, — rzekła bezdźwięcznie, — ukryj twarz tutaj,