Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 300.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przypomniał sobie tego samego Elema tak, jak go był po raz pierwszy zobaczył: w szarej, mniszej szacie, z ogoloną głową, z płomiennemi oczyma fanatyka, oczekującego z żywymi i z trupami pospołu Zwycięzcy w wierze niezłomnej, że przyjdzie... Czy to ten sam człowiek? ten sam?! A inni? a ci wszyscy, którzy oczekiwali? byli spokojni, cisi, wierzący?... Wszakże Malahuda, witając go, mówił: «Zniszczyłeś wszystko, co było, — budujże teraz...« Cóż się to stało —!?
Zerwał się z miejsca i porwał w przestrachu nagłym rękoma za głowę. Zobaczył wyraźnie to, co dotychczas chwilami jeno przeczuwał, że przyjście jego na Księżyc zamiast być błogosławieństwem, stało się jakąś klęską straszliwą i niepowetowaną, jakiemś wdarciem się gwałtownem w naturalny, powolny rozwój tego świata ludzi bądź co bądź tutaj już zadomowionych. I to właśnie przewróciło wszystko do góry nogami, rozpasało namiętności, ukrytą podłość dosadniej na jaw wydobyło...
Wzruszył ramionami:
— Ha, trudno! tak się widocznie musiało stać.
Ale czuł, że to fatalistyczne zdanie ustami tylko wypowiada na zagłuszenie myśli, która mówi co innego...
A ta myśl...
— Ihezal...
Tak, to imię płacze w nim oddawna, od chwili, kiedy pomyślał o powrocie już nieodwołanym...
— O! ptaku, ptaku mój złoty!
Żal jakiś straszliwy zatargał mu wnętrzności, że aż zębami chwycił dłoń ręki, aby nie krzyczeć...
— Przebacz mi, przebacz... — zaczął po chwili szeptać do siebie, jak gdyby ona przed nim stała. Nie umiał sobie jasno uświadomić, za co ją przeprasza, ani też swojej rzeczywistej czy urojonej winy określić, ale czul, że chodzi tu o jakieś zniweczenie snu od tęcz kraśniejszego, o jakieś pokalanie rzeczy białych przez to poprostu, że ich się w ręce i na pierś nie wzięło, o życie strwonione, może — o przepadłą... miłość...