Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 264.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



IV.


Świt wstawał szary nad zamarzłem morzem. Malahuda, w futro ciepłe przybrany, wysunął się na świat ze swojej jaskini na Wyspie Cmentarnej. Towarzyszyły mu dwa wierne psy, dzielące od pewnego czasu jego samotnię. Wybiegłszy na dwór za panem, zaczęły ujadać i skakać wesoło, rozgrzebując biały śnieg nogami i węsząc dookoła kryjówek uśpionych na noc księżycowych zwierzątek.
Starzec patrzył przez chwilę na skoki psów, uradowanych, że się dostały na wolność po długiem nocnem zamknięciu, a następnie zwrócił się zwolna w stronę wzgórza, przewieszoną ścianą ku morzu spadającego. Psy, spostrzegłszy, że odchodzi, zaprzestały igraszek i pobiegły za nim. Nogi grzęzły mu w sypkim, zmarzłym śniegu; idąc, podpierał się długim kosturem.
Doszedłszy do szczytu wzgórza, usiadł i odpoczywał przez długą chwilę, patrząc ku szerokiej lodowej płaszczyźnie, nieskalanym zwierciadłem u stóp jego się ścielącej.
Do wschodu słońca było jeszcze daleko. Śnieg siniał dopiero pierwszemi światłami, mżącemi gdzieś z bladego nieba, w których świat cały roztapiał się równomiernie, bez przejść, bez cieniów, bez ostrych zarysów... Pod gwiazdami tylko szeroki, jasno perłowy i srebrzysty obrzask na wschodzie zapowiadał, że światła te zwiastują przyjście słońca, które przebiegłszy