Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A teraz spełnił swoje zadanie i umknął. Spełnił zadanie, to znaczy powrzucał cenne kamienie w jakąś tajemną i niewidoczną dla oka kryjówkę, może wewnątrz muru gdzieś wyżłobioną i głazem gładkim w ścianie zapartą, a uczyniwszy to, dostał się również tajemnem przejściem na dach i korzystając z nocy spłynął na szerokich skrzydłach niepostrzeżenie w dolinę.
Pierwszym odruchem woli chciał Zwycięzca wydać już rozkaz swym ludziom, aby celę przeszukali i w razie potrzeby jęli się łupania murów, byle tylko ukryte kamienie odnaleść, ale zamiar ten zgasł w nim wnet sam, rozpływając się w uczuciu dziwnem i przykrem a zawiłem.
Pochylił głowę i patrzył w milczeniu na otaczających go ludzi... Przez jedną krótką chwilę miał wrażenie, jakby był spólnikiem tych pogromionych szernów i bronić miał skarbu ich wiedzy przed niszczycielską ręką ludzkich barbarzyńców. Otrząsnął się wnet z tego, ale zarazem przyszło mu na myśl, że z kamieni owych on, choćby je odnalazł, nic nie skorzysta, nie będzie bowiem mógł snadź nigdy odczytać barwnego ich pisma, a trudu będzie musiał i czasu poświęcić wiele na walenie muru, kto wie czy nie bezowocne... Nie odrzekł tedy ani słowa żołnierzom, wieść mu przynoszącym, i szedł wolnym krokiem przez miasto...
Domy wszędzie były kamienne i rzadko który z nich miał drzwi na poziomie ulicy. U największej części okna tylko było widać koliste i płytkie przed niemi balkony, często sterczące tylko belki kamienne, do wzlotu snadź mieszkańcom służące. Budowle to wszystko były stare i od długich wieków snadź nie poprawiane. Kamienie sypały się z górnych piątr, doły obrastał w wilgotnym cieniu mech jakiś, dając gmachom pozór skał samorodnych.
Do jednego z takich domów wszedł Marek i minąwszy sień ponurą i ciasną, znalazł się niespodziewanie w sali okrągłej, z niesłychanym urządzonej przepychem. Posadzkę kamienną pokrywały tu futra strzyżone i barwione wzorzysto, do tkanych