Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Próżne były i wystygłe. Od dni już długich nie rzucał nikt wonnej żywicy do wnętrza miedzianych czar, kędy się walały w pyle resztki węgli, niegdyś świętych. Na pniu kolumny znać jeszcze było czarne ślady dymu, który stąd niegdyś wznosił się ustawicznie.
Patrzyła na otaczającą ją pustkę zdziwionemi, szeroko w lęku rozwartemi oczyma, jak gdyby ją dzisiaj po raz pierwszy dopiero spostrzegła i zauważyła.
— Jak to było? — powtórzyła szeptem bezwiednie, — jak to było? jak było?...
Sny jej się dziewczęce przypomniały, a potem zjawa jasnego ziemskiego przybysza...
— Gdzie on teraz jest?...
W uszach zadźwięczały jej zasłyszane niegdyś zgrzytliwe słowa:
»Przeszedł Zwycięzca nad morzem i przez kraj przeszedł nizinny, a oto stało się że do gór przyszedł wyniosłych i stanął przed niemi bezradny...«
I znowu:
»Służyć nam będzie plemię człowiecze — z wyjątkiem tej, która zechce zostać panią i pójdzie za szernem...«
— Nie! nie! nie! — krzyknęło w niej coś buntem rozpaczliwym.
Wyciągnęła ręce białe, z szerokich fijoletowych rękawów wysunięte.
— Jeret! — wołała w głos, choć dawno już nikogo koło niej nie było. — Jeret! zmiłuj się! weź mnie z sobą! Ja chcę do Zwycięzcy! Nie zostawiajcie mnie tutaj pod urokiem szerna! Na oczach jego niema łańcuchów! Chcę do Zwycięzcy! Chcę widzieć, czuć, że on jest silniejszy, że on...!
Upadła z klęczek twarzą na kamienną posadzkę, aż zadźwięczały drogie, u szyi jej zwisające łańcuchy.
Słońce, rozsrebrzone w mglistej śreżodze, wpadało jeszcze