Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Była to dla niego zagadka nie do rozwiązania, paradoks jakiś ironiczny a straszny! A przytem jeszcze i druga rzecz: jakieś błędne koło uczucia, z głębi najtajniejszych wnętrzności jego się wyłaniające. Oto przed chwilą zburzył był w duszy całą wiarę swoją, a teraz czuje, że wszystko w nim się oburza na myśl, że ten przybysz dziwny, przez proroków w istocie nie przepowiedziany, przez proste ukazanie się swoje wywróci całą religję oczekiwania, na owych proroctwach opartą!
I znowu przyszło mu na myśl, że on może nigdy naprawdę nie wierzył, że słowa, które mówił do siebie i do ludu, inne miały znaczenie niż to, które on sam pozornie do nich przywiązywał, że wszystko to był sen jakiś, który teraz przez dziwny i przekorny wypadek stał się rzeczywistością, zgoła nie wołaną...
A czuł jednocześnie, że żal mu jest wiary.
Starał się ująć to wszystko w jakąś formułę, usiłował zrozumieć sam, o co mu chodzi właściwie, ale myśli rozpierzchały się za każdym razem, pozostawiając jeno bolesną pustkę w jego głowie i sercu.
I właśnie kiedy tak dumał, weszła była jasna Ihezal — i oto stoi przed nim z tem strasznem pytaniem na ustach i w oczach płonących:
— Dziadku! ty nie wierzysz, że to... On?
Postąpił kilka kroków ku dziewczynie i ujął ją miękko oburącz za głowę.
— Wyjdźmy stąd, Ihezal...
Przed chwilą jeszcze, gdy dłoń ku niej wyciągał, oporna — teraz oszołomiona snadź tem, co w oczach starca spostrzegła, dała mu się prowadzić spokojnie i bez słowa. Ujął ją więc w pół i wiódł w górę po schodach, pozostawiając za sobą w nieładzie rozrzucone księgi święte i czcigodne, których był strażnikiem... Złoty znak Przyjścia błyszczał za niemi w dogasającym blasku świecznika.
Gdy weszli z powrotem do świątyni, wlewał się już przez