Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 258.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




XX.

— Jeżeli nie pokonałem tamtego, to jednak tego zgniotę z pewnością! — myślał Roda, Skradając się jak kot ku zamkniętym drzwiom, wiodącym z gabinetu Jacka do jego pracowni.
Trwoga go przejmowała w ciemności za każdym szelestem urojonym, choć wiedział, że na razie przynajmniej jest zupełnie bezpieczny. Pierwsza część zuchwałego planu udała mu się wyśmienicie. W chwili, kiedy Jacek z nieznośnym gościem swym o czarnych i przerażających oczach wybierał się na zjazd mędrców doroczny, Roda korzystając z jego nieuwagi i z nikłej swej postawy, zdołał się ukryć pod fotelem i tak w gabinecie pozostać. Słyszał zgrzyt zasuwanych pociśnięciem guzika metalowych okienic i w nocy, która po tem nastąpiła, trzask drzwi zamykanych.
Był sam. Nie wychodził jednak z kryjówki przez kilka godzin, obawiając się, że Jacek na odjezdnem przypadkowo nieobecność jego zauważywszy, może jeszcze powrócić i tutaj go szukać. Siedział skulony w najniewygodniejszy sposób, dusząc się prawie, w cieniu zupełnym, bez możności liczenia upływającego czasu.
Wreszcie kiedy mu się zdawało, że Jacek powinien już być na swym samolocie za dziesiątą granicą, gdyby w Europie jeszcze granice istniały, wyszedł powoli i ostrożnie i członki