Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

żyn do niej mówić — i zła już była prawie, iż go do siebie nie wiedzieć po co zaprosiła.
Z twarzą wyniosłą i chłodną, z lekko namarszczonemi brwiami stanęła na progu. Muzyk zerwał się z krzesła i zbliżył się ku niej cicho, z głową kornie pochyloną. W oczach przepaścistych, po dawnemu zalękłych, miał nieme błaganie i dziękczynienie zarazem, że wolno mu na nią patrzeć, przy niej być...
— Witam pana.
Nie dosłyszał nawet tych banalnych aż do okrucieństwa słów. Ruchem jakimś samorzutnym osunął się przed nią na kolana i przypadł twarzą do jej sukni. Cofnęła się, naprawdę przestraszona.
— Co pan robi? co pan?
Wzniósł na nią oczy smutne i wstał zwolna.
— Przepraszam panią. Źle zrobiłem. Jeżeli pani każe, odejdę natychmiast.
Mówił z gorzką jakąś pokorą — drżącemi wargami, nerwowo, nieporadnie dłonie cisnąc do piersi.
Cień niesmaku przebiegł po pięknych ustach tancerki. Patrzyła nań długo i chłodno.
— To pan przemawia na zgromadzeniach?
— Tak.
— Szukają pana?
— Tak.
— Co panu grozi?
Ruszył ramionami.
— Nie wiem. Przypuszczam, że zamknięcie, może dożywotnie w jakim domu pracy...
— Pan się naraża na ujęcie, przychodząc tutaj — we dnie...
Zawahał się na mgnienie oka.
— Tak. Wiem o tem. Śledzą mnie.
— Czemu pan przyszedł?
Łacheć naraz wzniósł głowę, jak gdyby się żachnął pod