Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

byli jeszcze królowie, to królów sobie kupował i płacił im za to, że są królami, choć im się zdawało — jak tobie, — że z bożej łaski panują. Nawet pogromców kupuje sobie tłum, i niszczycieli, i wrogów, bo i tych mu snadź potrzeba — dodał, myśląc o Grabcu.
Aza nie zważała już na jego słowa. Powstała z krzesła i aby przerwać tę rozmowę, rzuciła z umyślną obojętnością:
— Więc zgódźmy się z tem...
— Zapewne. Godzimy się zawsze, ciągle, nieustannie i na wszystko, jak gdyby to, co nas otacza, było coś warte, jakby naprawdę było potrzebne... Przecież ty mogłabyś równie być i piękną na puszczy, samotna, jak kwiat...
Wzruszyła ramionami wzgardliwie.
— I coby mi przyszło z tego?
— A tak. Zawsze się myśli, co z tego przyjdzie. Ty, ja, oni, wszyscy. Nie umiemy cenić sami tego, co w nas jest, więc w innych szukamy potwierdzenia sądów naszych o sobie, własne na cudzych budujemy. Nie wierzymy dostatecznie w wieczność swoją, więc szukamy u innych, jak my znikomych, pozornej nieśmiertelności (sława, sława!) i w dziełach, lub choćby w działaniu chcemy zdobyć myślom swoim trwanie, którego pragniemy...
Mówił to z głową wspartą na dłoni, jak gdyby z sobą samym rozmawiając, choć oczyma zamyślonemi patrzył na stojącą przed nim kobietę.
Słuchała go niechętnie. Nudziły ją niedość zrozumiałe słowa, których tylko dźwięk zewnętrzny i treść najprostszą uchem w tej chwili chwytała, nie mając zgoła ochoty zastanawiać się nad niemi. A co więcej — drażniły ją zawsze u Jacka te chwile, kiedy wobec niej myśli swoje dla siebie samego rozsnuwał, czując, że usuwa się wtedy dziwnie i niemal zupełnie z pod władzy jej czarodziejskiej.
Położyła mu nagle ręce na ramionach.