Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 120.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   112   —

— Rzucam już muzykę, proszę pani — wyrwał się głupio i bez namysłu.
— Co pan mówi? — zaśmiała się śpiewaczka. — Czyżby pan już tak wiele wygrał?...
Zaledwie to powiedziała, żal jej się zrobiło. Łacheć sponsowiał i uśmiechnął się dziwnie, jakby mu się usta mimowoli do płaczu raczej kurczyły. Dotknęła jego ręki.
— Panie Henryku — ozwała się doń po imieniu z lekkim odcieniem dobrotliwej wymówki w głosie, — tego nawet żartem nie trzeba mówić! Pan jest wielkim twórcą i szkodaby było zaprzepaszczać tak piękny talent, który już teraz przecież wybić się musi.
Muzyk był karmazynowy; czuł, że mało, a krew mu tryśnie oczami. Aza tymczasem rozbawiona mówiła dalej, główkę przechylając z łaskawą zalotnością.
— Dlaczego nie był pan u mnie po koncercie? Oczekiwałam pana. Chciałam podziękować jeszcze raz za tę cudowną muzykę. To pański tryumf był, nie mój i nie Grabca nawet!
— Chce mi z łaski sprawić przyjemność — pomyślał.
Zdawało mu się, że towarzysz Azy, młody, niezmiernie wytworny człowiek zrozumiał to tak samo i patrzy nań drwiącem okiem, jak na żebraka.
Szarpnęła się w nim duma i głowę mu rzuciła do góry. Pobladł naraz i pomijając wzrokiem strojnego młodzieńca, który właśnie usta otwierał, aby zdawkową pochwałę do słów Azy dorzucić, spojrzał jej prosto w twarz jasnemi, otchłannemi oczyma.
— To ja pani dziękuję — rzekł powoli cedząc wyrazy. — Była pani doskonałą wykonawczynią dzieła mojego. Nie życzę sobie lepszej. Jestem zupełnie zadowolony i jeszcze raz dziękuję.
Ukłonił się szybko z niespodziewaną dla siebie zręcznością i wyszedł. We drzwiach przypomniał sobie, że nie zapłacił za wino. Rzucił służącemu niedbale parę sztuk złota, niemal po-