Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

albo niechętnym, nad innemi namyślała się długo, nim zanotowała datę na tabliczkach.
Z pomiędzy telegramów wyleciała, zamieszana w nie przypadkowo, kartka papieru. Był na niej wypisany jeden tylko wyraz: kocham! — i imię. Śpiewaczka uśmiechnęła się. Czerwonym ołówkiem podkreśliła imię dwa razy i pomyślawszy chwilę, dopisała datę z przed paru tygodni, poczem sięgnęła do szkatułki, szukając w jej wnętrzu właściwego miejsca dla dokumentu.
Wysypały jej się z pod ręki listy i kartki, nieraz z notatników wydarte, na których z pośpiechem parę słów tylko skreślono. Na niektórych z nich były krótkie dopiski jej ręką zrobione: daty, cyfra, znak jakiś. Przeglądała je teraz, uśmiechając się albo marszcząc brwi, jak gdyby sobie chciała z trudem coś przypomnieć. Jedną kartkę zbliżyła ku światłu, niewyraźne nazwisko czytając.
— Ach, to on — szepnęła. — Umarł.
Rozdarła papier i rzuciła w kąt.
W ręku trzymała teraz bilet z czerpanego papieru, zżółkły nieco i jakby częstem dotknięciem palców wygładzony. Zalatywała od niego woń jej sukni i ciała — snadź długo był niegdyś przy niej, nim się tu dostał do stalowej skrzyneczki między inne papiery.
Usta jej zadrgały — wpatrzyła się uporczywie w kilka słów, ołówkiem na bilecie nakreślonych i już niemal zatartych...
Dwa tylko wyrazy, przy których ręka silniej ołówek nacisnęła, znać było dobrze:... jesteś piękna — i na dole imię: Marek.
Przez długi czas patrzyła Aza na te słowa, początkowo myśląc o tym, który je kreślił i o dniu i chwili, kiedy nakreślone zostały, a potem cofając się pamięcią wstecz coraz dalej — o życiu swojem całem od pierwszej młodości, od zagubionego gdzieś we wspomnieniach dzieciństwa.
Przypomniały jej się dni prawie nędzy obok pijanego wciąż ojca i nieustannie płaczącej matki, praca w jakimś zakładzie