Ta strona została przepisana.
I wznosić czyn Prometejowy
Dla ziemi, co twą jest kolébką.
Lecz dziś mi stało się pewnikiem,
Że jeśli sny te los zgruchota,
Jam gotów jąć się pługa, młota,
Być z bohatéra wyrobnikiem,
Byle gmach dźwigać obalony;
A choć pot krwawy czoło skąpie,
Wiedziałem już, że nieodstąpię
Sprawy krwią Ojców uświęconéj,
A przekazanéj pokoleniom:
Bom pojął już, że świat popycha
Nawet skazańca taczka licha
Ku światła dniom i wyzwoleniom;
I że mozolnie posuwana
Usypać może mocny szaniec,
Co kiedyś rzecze: „Tu ci kraniec,
Powodzi groźna, rozhukana!“
Wiedzę chciwémi piłem usty,
Wiecznie pragnienia czując skwary,
Jak gdyby kruż się stawał pusty,
Ledwo ustami tknąłem czary.
I nieraz biały brzask świtania
Nad księgi mię zastawał kartą,