Strona:PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) 29.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A oto piekieł téj muzyce
Powstawał straszny sprzymierzeniec,
Skroń w dum ognistych strojąc wieniec
I żar ciskając w młode lice;

Ów szał krwi młodéj, co jak strumień
Górski, z pod lodów rozkowany,
Pędzi w dolinę niewstrzymany
Po gruzach skał, i serc, i sumień!

Ach, ileż w przepaść się stoczyło
Czół przeznaczonych pod wawrzyny...
W bezdusznéj uściśnieniach Fryny
Ile serc dzielnych się spodliło...

Rodzinnych gniazd Anioły-stróże,
Matki i siostry, wy nie wiécie
Przez jakie wasze drogie dziecię
Świat wiedzie ognie i kałuże:

Że gdy za nami od powicia
Wasza modlitwa mknie łagodna,
„Rozkoszy, choćby kosztem życia!“
Wola namiętność wiecznie głodna.

Bo w piersi ludzkiéj, choć jest prochem,
Niezgasłe płomię wciąż się żarzy,
Co, gdy z pod prawa wyjdzie straży,
Straszliwym staje się Molochem.