Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 130.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A nie był, kogoby mój rzewny płacz rozkwilił,
Nie był, ktoby mię słowkiem posilił;
I owszem mię źli ludzie żółcią nakarmili
I w upragnieniu octem poili.
Niechże im też ich pokarm kością w gardle stanie,
A zkąd pociechy szukają, Panie,
Niechaj smutek odnoszą, zaślepże im oczy,
A grzbiety zawżdy ku ziemi tłoczy.[1]
Wylej na nie straszny gniew swej zapalczywości,
Niechaj nie ujdą Twojej srogości.
Dwory niech pusto stoją, a pod ich namioty
Niech pająkowe wiszą roboty;
Bo kogoś Ty uderzył, oni dobijają,
A rannym jeszcze ran przyczyniają.
Lecz Ty, Panie, złość zawżdy przykładaj do złości,
Niech nie uznają Twojej litości.
Wymaż je z ksiąg żywotnych, niechaj zły nie będzie
Położon w jednym z dobrymi rzędzie.
Nad mię człowiek troskliwszy już ani być może,
Przeto ty mię sam opatrz, mój Boże!
A ty więc, moja lutni, pomni chwałę dawać
I Pańską łaskę wiecznie wyznawać.
Co Pan tak wdzięcznie przyjmie, że nigdy tak drogi
Przed Nim nie będzie wół złotorogi.
Na mię patrząc, ubodzy i ludzie strapieni
Będą na sercach swych ucieszeni.
W Panu trzeba mieć ufność, a Ten nie omyli
I w każdej trwodze duszę posili.
Pańskie ucho otwarte zawżdy jest ubobiem[2],
Pomni on na swe w więzieniu srogiem.

  1. tryb rozkazujący.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: ubogiem.