Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Więc jeszcze w swychże złościach sobie pochlebuje,
Za co Bożą i ludzką nienawiść zyskuje.

Jego słowa szczera złość, szczery kłam i zdrada,
Nie ma tam nigdy miejsca żadna zdrowa rada.
W nocy myśli, w jakiej dzień strawić wszeteczności?
Cnotę wzgardził umyślnie; przyjacielem złości.

O Panie, dobroć Twoja do Nieba przestała,[1]
Prawda obłoków sięga, góry przerownała
Sprawiedliwość, a sądów i Twojej mądrości
Taż jest miara, która jest morskich głębokości.

Z Twych rąk człowiek, z Twych rąk zwierz mają zdrowie swoje
Nieprzepłacone, Panie, miłosierdzie Twoje;
Jako ptak liche dziatki skrzydły swemi kryje,
Tak człowiek pod zasłoną łaski Twojej żyje.

Hojnością domu Twego będziem nasyceni,
I strumieniem rozkoszy Twoich napojeni;
U Ciebie zdrój żywota, Ty nasze ciemności
Rozświecisz, a wnet ujźrzem dzień prawej światłości.

Okryj, Panie, łaską Swą tych, którzy Cię znają,
Którzy cnoty w każdej swej sprawie przestrzegają.
Niechaj mię hardy człowiek nie depce nogami,
Niechaj mię niepobożny nie tyka rękami.

Acz ci tak długo będą na dobrych przewodzić,
I niewinne wszelakim obyczajem szkodzić,

  1. sięgnęła.