Baranczuch, Tatarzyn, którego był pan jego w Rzymie kardynałowi jednemu darował, kiedy go potem po kilku lat jeden z znajomych, trafiwszy się do Rzymu, pytał, jako się ma? — powiedział: Niedobrze; trawę jesz kak[2] baran — dając znać, że mu się sałata włoska nie podobała.
Polak jeden, jechawszy na naukę do Włoch, nie był tam jeno przez lato, a na zimę przyjechał zaś do domu; kiedy go ojciec pytał, czemu tak rychło przyjechał, — powiedział: że mię tam przez wszytko lato trawą[3] karmiono, takżem się bał, żeby mi zimie siana nie dawano.
Król Zygmunt miał ten obyczaj, że zawżdy, umywając się, dawał pierścienie z palców trzymać tymczasem któremukolwiek dworzaninowi. Trafiło się raz, że, siadając już za stół, przepomniał ich u tego, komu je był podał, a ten też nie przypomniał. W rok potem, zdejmując także pierścienie z palców przed wodą[4], sięgnął się tenże po nie, któremu je też był przedtem dał. Król ręki umknął, mówiąc: Wróćcie mi one pierwej, com wam był tak rok dał trzymać.