wie zwycięża. Usłyszawszy ow, co je śpiewał, że się o to pytam, pokaże mi po niemiecku pisane: »Ja, Mospan, kupić, kupić!« Pytam: »Co za nie?« Odpowie: »Grosz« Dałem mu. A szło za mną chłopow kupa do gospody, com im miał dawać piniąd[ze]. Był jeden frant i mowię mu: »Miły bracie, będziesz mi[ał] tynfa[1], utrzyże zadek tą kartą.« Chłop z wielką ochotą spuścił spodnie, golusieńką panewkę wytarł owemi awizami i cisnął do Motławy[2]. Niemcy, Niemki poczęli mruczeć, szemrać, a jam poszedł. Katolicy zaś i ci, co z okrętow na to patrzali, okrutnie się śmiali. Kiedym to zaś powiedał katolikom mieszczanom, także dominikanom, jezuitom, to mowili: »Szczęście, że na Wści tumult nie był, bo tu oni Tekielego ledwie nie boskim wenerują[3] honorem«.
Rajono mi konie kupić na Nowych Ogrodach u kupca (tam to ku Oliwie[4] to przedmieście zowią Nowe Ogrody). Poszedłem tedy tam w niedzielę na odwieczerzu[5] w ten czas, kiedy wszystek prawie lud ze Gdańska wychodzi i wyjeżdża na spacyery. Idąc od tamtego kupca nazad już, deszcz począł padać. Więc żem w pogodę wyszedł, nie wzięli mi opończy; wstąpiłem do austeryej, chcąc przeczekać ow deszcz. Owi też spacyernicy, gdzie kto mogł, to uciekał pod dach;