Za list ten zawczasu o przebaczenie proszę! Siadam do niego drżąc od zimna (w Lipcu), zbity, zmęczony, smutny, i gdyby nie obowiązek... Lecz obowiązki, nawet ciężkie, są błogosławione, zmuszają one człowieka aby wyszedł z odrętwienia i wrócił do życia.
Przedemną leżą stosy książek z których bym powinien dać wam sprawozdanie, ale przyznaję się, ledwie czas miałem na nie rzucić okiem, niektóre przebiedz, innych cząstkę małą odczytać. Przez cały długi miesiąc żadnego dziennika naszego nie miałem w ręku, czuję się zacofanym okrutnie. Nie wiem nic, kto się z kim o co spiera, kto na świeczniku, kto wyklęty i przez kogo. Pojmuję coby to było, gdyby życiodawczy pokarm peryodyczny był mi przez dłuższy czas odjęty. Strach pomyśleć! W pół roku człowiek by o pół wieku stał za wszystkimi. Gdybym śmiał przekręcić słowa O. Hyacyntha, który powiedział na jednéj ze swych konferencyi, że najgorsza religia lepszą jest od żadnéj — rzekłbym, że najpośledniejszy dziennik lepszy jest od — żadnego.
W tém zieloném gnieździe Homburga, do którego tulą się pragnący pokoju i balsamicznego powietrza niedołęgi — dzienników innych nad angielskie, francuskie i rossyjskie niema, a w tych o naszych domowych i literackich sprawach słowa nie znajdziesz. Żyło się więc niestrawnym kongresem i konceptami berlińskich reporterów. — Jedyny numer pol-