Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No211 1C.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W całéj roli brakło ognia — odparł p. Józef, — brakło żywości i swobody, która młodego trzpiotowatego officera odznaczać powinna. Całując panią Halpertową w rękę, byłeś pan tak niezgrabny! W ogólności cała scena w nocy, w parku poszła niedobrze, zbywało na istotném nią przejęciu, się, na ogniu. Twarzy mało umiałeś nadać wyrazu. Mundur też nieszykowny jakiś, w pasie wyglądałeś nadto grubo. Kaszkiet na głowie był niegodziwy, pałaszem szczękałeś niemiłosiernie.
Dawison słuchał. — Więc nic a nic nie powiesz mi pan na pociechę? zapytał.
— No — wtrącił Komorowski — było przecięż pewne zrozumienie rzeczy.
— I nic więcéj? — podchwycił, uśmiechając się Dawison, któremu w istocie na łzy się zbierało.
— Nie było to, to jest, niemożna powiedzieć, aby to było bardzo źle, odrażająco, ale, ale też dobrze nie było — zamknął nielitościwy Komorowski.
Dawison odszedł, potrzebował wejść w siebie, ocenić tę krytykę bezwzględną i surową. Miłość własna szeptała mu: Myli się; miłość