Strona:PL JI Kraszewski A toż nie bajka from Kurjer Codzienny 1888 No 265.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednego dnia zastukano do chaty, Paczosnycha wyjrzała oknem i kądziel jej na ziemię padła.
Nie chciała otwierać, a tu we drzwi bili a bili pachołki miejskie. Tymczasem baba się wdrapała na wyżki po coś, a drzwi wyłamano, poczęto jej po całej chacie szukać nadaremnie i dopiero na odchodniem, któryś się domyślił na wyżki wleźć, zkąd babę za włosy siwe wyciągnęli krzyczącą, a z nią dwa wory. Poprowadzili ją gdzieś na ratusz, a Dziobek z kotem zostali sami. Kot miauczał, Dziobek się niemal radował. Został sam panem na całą chatę, wiedział gdzie była mąka, gdzie słonina, gdzie sadło, i drzwi zaparłszy, najadł się za wszystkie czasy. Kotowi nie tylko nic nie dał, ale zbliżającego się parę razy łyżką po łbie stuknął i rozśmiał się, bo mu to było przyjemnem.
Nazajutrz nikt się nie zjawił, trzeciego dnia także, zapasy jadła wychodziły, Dziobek leżał wygodnie i coś tam sobie myślał, ale sam dobrze nie wiedział co... Kot miauczał coraz straszniej, a z chaty się wygnać nie dawał. W nocy naprzód do drzwi, potem do okna się dobijać zaczęto. Dzióbek się zląkł i przycupnął. Słyszał jak drzwi trzeszczały, i ludzie jacyś weszli do chaty, — wołając Pachosnychy, a jeden z nich mówił: chyba zdechła, wiedźma stara!
Zaświecili ognia, zaczęli szukać po kątach i jeden z nich dobył Dzióbka, który się trząsł ze strachu.
Było bo czego, chłop, który go za włosy z pod ławy wyciągnął do pułapu sięgał głową, zarosły był, brodaty, czarny jak bies...
Gdy Dzióbek płakać zaczął i krzyczeć, na uspokojenie dwa razy go tak palnął w kark, że w chłopcu dusza zamarła.
Było ich wszystkich trzech, stali nad Dzióbkiem, pytali, męczyli, póki nie dobyli, co się z Paczosnychą stało. Jeden zaraz na wyżki wlazł i wrócił z doniesieniem, że nic nie było. Zabrali się tedy co rychlej napowrót, a ogromny chłop, którego drudzy Kudrawcem zwali, namyśliwszy się, Dzióbka przed sobą popędził.
Noc była, choć oczy wykol, a i zimny deszcz jesienny popruszał. Za wsią ludzie ci puścili się manowcami do lasu, pędząc ciągle Dzióbka z sobą, który padał, szlochał, a wlec się musiał. Z pola weszli do puszczy, potem puszczą ciągnęli w gąszcze, jeden kamień jakiś odwalił i zaczęli złazić w dół... W dole czarno było, Dzióbek się wzdragał, pchnęli go, aż nosem zarył w ziemię, i gdy go podnieśli znowu, siedział już na słomie, sam nie wiedział gdzie. Dopiero zaczęli ogień niecić i Dzióbek zobaczył, że się znajdował w jamie wykopanej w glinie, w której kilka barłogów leżało, kupy odzieży i pałki i siekiery, a broń różna.
Dali mu chleba ze słoniną jeść, pokazali w kącie garść słomy, światło zgasili i spać się pokładli.
Dzióbek zasnął; wszystko mu już było jedno, gdzie jest, skoro go słoniną karmiono.
Nad ranem poczęli ludzie wstawać, zostawili go samego i poszli. Gdy powrócili czegoś im było raźno i śmieli się, przynieśli z sobą odzież, worek groszy, kilka pierścieni, i ręce umyli, bo czemś czerwonem mieli powalane. Dzióbkowi sobie posługiwać kazali.
W tej jamie z ludźmi, co się nad nim znęcali, przesiedział kilka miesiący. Puszczali go czasem trochę na wiatr, jak mówili, jeden go miał na oku, żeby nie umknął, potem zamykali znowu. Garnki pomywał, słał im barłogi, flaszki przynosił, ogień rozpalał. Czarny z brodą go lubił dosyć, kości mu dawał ogryzać po sobie. Już dobrze wiosna była, gdy jednego razu zamiast trzech, wrócił tylko brodaty do jamy, pokrwawiony, pobity, ledwie się wlokąc, coprędzej skrył się, na barłóg położył. Stękał noc całą i jęczał, nad ranem krzyknął strasznie i umilkł.
Cały dzień się potem nie ruszał. Cały też dzień nie przyszedł nikt... A Dzióbek siedział, czekał, przybliżył się posłuchać jak śpi Kudrawiec, pomacał mu czoło, było zimne jak lód, domyślił się, że zmarł...
Głód dokuczał, poszukał sobie jadła, a drugiego dnia wydobył się z jamy; niewiedział gdzie iść, a juści musiał ztąd iść precz, bo już tu nie było co robić...
Wrócił jeszcze raz pod ziemię, zabrał co chciał, odzież sobie jakąś dostał, nogi poobwiązywał, i poszedł puszczą...