Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I raz jeszcze ten sam jęk odezwał się — zkąd? niepochwycono, bo go zaraz wycie wichru zagłuszyło.
Przerażone nim wyszły z chóru zakonnice, a u furty siedząca, na poły głucha siostra Placyda ze drżeniem opowiadać zaczęła, że i ona jęk jakiś dobywający się z ziemi słyszała. Nieochybnie sądzono, iż musiał być płaczem duszy o ratunek wołającej, domagającej się modlitwy.
Przez całą noc śnieżnica mroźna szalała, wszystkie załomy przy murach poprzysypywał śnieg nagromadzony zawieją.
Umiatano podwórza, gdy silne dzwonienie do wrót słyszeć się dało. We drzwiach stała baba, która nabiału i jaj do klasztoru dostarczała, z bladą twarzą, wskazując coś po za sobą, a ze strachu mówić nie mogąc...
Odważyła się wyjrzeć siostra furtjanka.
U progu furty na wpół zasypana śniegiem, klęczała z twarzą ku ziemi, z rękami ściśniętemi jak do modlitwy, niewiasta w sukni zakonnej św. Franciszka, ku kościołowi obrócona, zastygła już i skostniała.
Wnet nadbiegły ją ratować zakonnice.
Z wielką trudnością dało się wydobyć ciało z zaspy śnieżnej, w której do połowy tkwiło. Życia już nic rozbudzić nie mogło w zmarzłej