Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tu nie od dzisiaj, może go i znacie... Nie pierwszy to raz on tu przybędzie!
Leszek już był naówczas zmarł, zdziwił się Wrzos, o kim mowa być mogła — bo o Biskupie ani myślał.
Nie śmiał nawet pytać więcej, lecz zaraz stróżów wziąwszy i stróżkę z miotłą szedł odmykać, pyły oczyszczać, umiatać, myśleć o ogrzaniu.
W duchu jednak ciągle się pytał sam siebie, ktoby to mógł być?
Pośpiech, z jakim oczyszczano dawno nie zamieszkane izby, podniósł w nich straszne pyłu tumany, które jeszcze czasu osiąść nie miały, gdy przez okno zobaczył Wrzos wielki wóz okryty, do koła zbrojnemi ludźmi otoczony, a na wozie pół siedzącego, pół leżącego mężczyznę starego, otyłego, z twarzą rozlaną, okrytego kożuchem dostatnim, w czapce sobolej.
Chociaż długi przeciąg czasu upłynął od ostatniej biskupa niewoli, a ks. Paweł zmienił się mocno (on to był bowiem), Wrzos aż zakrzyknął, poznając swego więźnia dawnego.
Tak mu się to zdało dziwnem, iż nieopatrzny człek popadł tu raz trzeci, iż ręce załamał.
— Trzeci raz! — zawołał — no! teraz mu tu koniec będzie!
Gdy to mówił, słychać już było i ciężki chód Biskupa i głosy tych, co go prowadzili, aż w progu ukazała się postać dumna, z twarzą po-