Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc spoglądał na drzwi, jakby mu oddalić się pilno było.
Biskup wstrzymywał go wejrzeniem,
— Ciężkie są czasem konieczności, nieuniknione! — szepnął cicho.
— Bez woli Bożej nic się nie dzieje — odparł mnich — bo i wola ludzka w rękach Jego.
To mówiąc spojrzał na Biskupa tak przenikającym wzrokiem, iż ten oczy spuścić musiał. O. Serafin złożył ręce jak do cichej modlitwy.
Rozdrażniony Biskup i w tym ruchu upatrzył coś wymierzonego przeciw sobie. Pomyślał, iż się modli może o jego nawrócenie, tak jak ta, co go niedawno upominała. Zburzyło go to i wbiło w dumę.
— Modlicie się widzę, O. Serafinie — wtrącił — może i za mnie biednego grzesznika?
Chociaż w głosie brzmiał gniew, staruszek się nie zmieszał, blade oczy zwrócił ku mówiącemu.
— Tak jest — rzekł — modlę się i za was, Pasterzu! boć nie ma, ktoby nie potrzebował modlitwy...
— Mnie zaś macie pewnie za najzatwardzialszego z grzeszników? — dorzucił Paweł prędko z szyderstwem dobitem.
— A któżby z nas śmiał być Psychostatą, okrom tego, który szalę sprawiedliwości w straszny dzień sądu trzymać będzie? — smutnie odezwał się O. Serafin. —