Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rajską zapływa serce moje. Oto idę do Ciebie, Panie, sługa Twa! Oto idę!
Słowom tym w uniesieniu wyrzeczonym towarzyszyły ruchy znamionujące szczęście niepojęte dla drugich.
— Spieszcie! — wołała na dwór swój. — Szaty moje niech wezmą ubodzy, klejnoty niech idą na ołtarz Pana! Nie potrzebuję nic, ta jedna sukienka uboga starczy mi do zgonu. Dlaczego ociągacie szczęście moje? czemu wstrzymujecie mnie tu, o wy, nielitościwi! Widzicie, że ducha mojego już tu niema — więzicie ciało tylko!
Chwytając za rękę milczącą Jolantę, zwróciła się ku niej.
— Chodź, siostro moja miła, chodź! Bramy raju czekają na nas otwarte... Idźmy! bieżmy!
Ludzie słuchający płakali jedni, drudzy rzucali się na kolana — kapłani pobożni słuchając natchnionej, jak ona wpadali w zachwycenie.
Księżna z kolei ku wszystkim się zwracała o pośpiech błagając. Lękała się aby ją przemocą jaką nie zatrzymano tutaj.
W Sądczu już wszystko było gotowe na przyjęcie dwu sióstr, które zakonnicom biednym za sługi się ofiarowały. Wśród tego zajęcia wyjazdem, księżna Kinga przechodząc z kolei od jednej do drugiej ze sług swoich — ujrzała przed sobą klęczącą Bietę.
Ta za wszystkiemi jako najniegodniejsza do-