Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiedział, że Bieta była zamordowaną... Upior stał znowu przed nim.
Zmartwychpowstała zakonnica nie taką była jaką ją wprzódy widywał, gdy śmiała się szydersko i groziła mu. Była inną, jakby odżywioną promieniem łaski, odmłodzoną, piękną, smutną — straszną jak wyrzut sumienia. Stała przed nim — pokutnicą! Wzrok jej nie urągał mu się ale litował — a litość ta srożej go może zabolała niż szyderstwo.
Stała ze złożonemi rękami, modląc się, dwie łzy ciekły z pięknych jej oczów.
Biskupowi całe nabożeństwo, którego nie widział, nie słyszał, a nieprzytomny je przetrwać musiał, wydało się jak wiek długiem.
Księża, chwiejącego się musieli ująwszy pod ręce prowadzić do zakrystyi — trząsł się jak w febrze i zawodził obłąkanym wzrokiem.
Na poły omdlałego musiano go trzeźwić długo, nim zmysły odzyskał. — Prosił głosem słabym, aby mu w klasztorze spocząć dano.
Obawiał się spotkania u drzwi kościelnych.
W komorze gdy powrócił nocą, Wierzeja przyszedł mu się do nóg rzucić. Zmieniony był, upokorzony... oczy miał spłakane.
— Miłościwy panie! — zawołał w piersi się bijąc — grzesznik miłosierdzia nie godzien... jutro wstępuję do klasztoru...