Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 3 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go zwolna gotować będziemy. Siłę on ma... byle wolę chciał mieć...
— My tam dla Was rolę dobrze zorzemy i przygotujemy... potem będzie tylko ziarno siać!
A gdyby z Opolskim nie udało się, Wrocławskiego też możemy probować, choćby też i Lignickiego...
Niekończąc Żegota, znak ręką uczynił wzgardliwy. Nie wiele go ważył.
— Wszyscy oni ciasno się czują na swoich Ślązkich udziałach, każdemu się chce więcej.
Biskup nie odpowiadał, lecz z twarzy widać było, że mu to było miłem co słyszał i coraz lepszym okiem spoglądał na dawnych swych wrogów.
Co za zrządzenie Boże! Mógłże się on kiedy spodziewać by ci, których koniecznie śmiercią chciał karać, mieli przejść w służbę jego!! Czasem zabobonny ks. Paweł widział w tem palec Boży, skazówkę, że mu się teraz poszczęścić miało. Dotąd z niedowierzaniem przyjmowano namowy jego i ofiary, Toporczycy mogli rozwiązanie upragnione przyspieszyć.
Żegota skłaniał mu się do stóp prawie, niżej niżby duma ziemianina dozwalała — ale zemsta gięła kark hardy. Zżymał się już widząc pewną obojętność w biskupie. Był prawie pewien, że go otwartemi przyjmie rękami.