Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 095.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieństwo całe, że skarżono różnemi drogami do Rzymu. Należało z oczów przynajmniej usunąć jawne świadectwo grzechu.
Lecz jak ją było skłonić do tego? jak dokonać rozdziału, o którym mówić, wspomnieć nawet nie dozwalała?
Paweł zagadnął o tem Werehańcową półgębkiem, która mu odpowiedziała z uśmiechem:
— Czyż wam o to mnie pytać? Albo to nie macie oddalonych klasztorów? Wyślijcie gdzie za świat, mniszki ją zamkną i zamurują, że więcej słońca nie zobaczy... Cóż to trudnego?
Tegoż wieczora wdowa siedząc z Bietą ostrzegała ją, iż Paweł dla niej coś ostyga, iż powinna była mieć się na ostrożności, aby jej gdzie do oddalonego klasztoru na pokutę nie zesłał, bo tam.. pewno by ją zamurowano.
Z oburzeniem wielkim, jak wściekła porwała się Bieta posłyszawszy to — odgrażając straszliwie.
Musiała ją potem uspokajać Zonia pocieszając, iż z nią nie postąpi tak, bo jeszcze ją kocha — ale zawsze z człowiekiem jak on, radziła ostrożność.
Zdradliwa niewiasta skończyła na tem, iż należało wziąć sobie człowieka, któryby mógł w potrzebie ująć się i obronić... Kochanek mógł, w niebezpieczeństwie ratować. Na wzmiankę o tem, oburzyła się Bieta.