Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 2 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bolko, nie spodziewając się potomka — rzekł Biskup, — lecz nie dokaże tego!
— Kazimierzu Opolski...
— Rośnij zdrów...
— Przemku Poznański.
— Siedź w swej dziurce...
— Włodku Kujawski, — śpiewał ks. Kwoka.
— A kiedyż im koniec będzie? — zapytał ks. Paweł — jeszcze nie wszystkich wysypałeś Piastowiczów...
— O! nie! — odparł trefniś. — Ziemowity jeszcze mam na ostatnie danie.. a tych w Kujawach i na Mazowszu jest kilkoro...
Śmiechy i rozmowy dokończenie litanii zagłuszyły.
— Jest ich dosyć! jest, — mówił autor litanii — nie potrzebujemy obawiać się, aby nam ich zabrakło.
— A to nieszczęście nasze, — podchwycił głośno Biskup. — Wszystko to prawie poniemczało. Karły są i niedołęgi.. Jednych żony trzymają na paskach, drugich ulubieńcy. Bronić od Tatarów nie ma nas komu, a między sobą się jeść, bić, więzić, zarzynać — poddostatkiem!
— Prawda święta — dorzucił ks. Szczepan, że gdybyśmy nie mieli jednej głowy naszej w Pasterzu Gnieźnieńskim, a mocy w Biskupach, kraje by te marnie na kawały się rozdrobiły, i Niemcy by je wyłykali po troszę...