Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był żyw, tylko śnił krwawo — i nie na świecie był, ale kędyś w otchłani za grzechy rzucony, szatanów mając przed sobą.
Ani bym przysiągł czy to ludzie byli, czy tylko podobne do ludzkiego lice pobrali — zwierzęty będąc, bo tam żadnej ludzkiej litości nie pokazał ni jeden... Na trupach się wylegali śmiejąc, a który nie dobity drgnął, biegli go chichocząc dorzynać i znęcać się nad konającym.
Na tem miejscu pod lasem, gdzie wszystek lud spędzili z wiosek okolicznych, aby z niego przebrać wyrostki, gdy poczęli starszych zabijać krew popłynęła strumieniami.
Jakbym widział ją jeszcze.. krew tę naszą, gdy pieniąc się biegła i bąblami a szumowinami się okrywała, do któréj psi się zbiegali i chłeptali ją chciwie. Leżały do koła poobcinane ręce i nogi. Poznawałem ludzi, com ich wczoraj żywych widział, dziś poćwiertowanych. — Siadło potem to bestyjstwo jeść i pić, jakieś mięsa surowego sztuki dobywające z pod wojłoków, na których na koniach siedzieli, i jakiś napój ze skórzanych worów nalewali sobie. Baby im podawały drewniane miski z tych wozów, na których jechały, a drugie stare, na pół nagie widziałem między niemi na koniach się upędzające zarówno z mężami, strzelające jak oni, tak rzeżące jak tamci... Te uszy też obcinały trupom i żywym, innym