Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lekceważył coraz bardziej gniew starego, przychodząc do siebie i już poświstywać począł. W tej wesołości udanej było jednak nieco trwogi.
— Staremu Jędrkowi, — dodał — za trzodę i za strach co się da.
— Kto da? co da? — wrzasnął Wojusz. — Ty chłystku nic nie masz, na łasce ojcowskiej jesteś! Z panem ojcem, ty wiesz! nie żarty!
Pawlik za całą odpowiedź ramionami poruszył.
— Na pół on martwy — ciągnął Wojusz dalej, — ale tej połowy, co żywa została dosyć będzie, aby ci dobrą dał pamiątkę.
— Gdy ty mnie zaskarżysz! ty — wtrącił Pawlik.
— A ja mam zataić? duszę gubić? tobie dać szaleć, abyś się do reszty rozwydrzył — zawołał stary. — A! niedoczekanie twe! Miałem ja litość nad tobą, dosyć, nadto... Czas cię w żelazne kleszcze wziąć!
— Czas mi wolę dać! — przerwał młody.
— Ufasz w to, żem ja cię wyniańczył, twoje psoty pokrywał — ale już tego dość! dość!
Wyjeżdżali z doliny i zarośli, na polu, na wzgórzu widać było zagrodę dużą, wały i wodę dokoła, z pośrodka drzew sterczące dachy, półwieżyce i strażnice.
Był to gródek Przemankowski. — Do niego jadąc tak jak oni jechali, już i pół godziny drogi nie było...