Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obejrzała się za siebie i rumieniła spotykając ścigający wzrok Domana.
W milczeniu zbliżyli się ku chacie Wizuna i chramowi. Tu, na tém samém miejscu, gdzie wprzódy leżał Doman, złożono rannego, a Dziwa pobiegła zaczerpnąć wody, bo do źródła przystęp był trudny.
Doman wymknął się zaraz za nią, stała u źródła zadumana poprawując kosy i wianek, gdy nadchodzącego ujrzała. Lice jéj pokraśniało, zwróciła się, spuściła oczy.
— Ja wam czerpać pomogę... ja za was wodę zaniosę — szepnął Doman za dzbanek chwytając.
Nie odpowiedziała mu nic, oczy jéj przebiegły po jego twarzy i zawstydzony wzrok padł na ziemię.
— Co ludzie pomyślą? co powiedzą — zamruczało dziewczę — gdy was tu zobaczą?
— Że ja wam od brata przyniosłem pozdrowienie... Ludek kazał rzec wam od siebie dobre słowo i od braci i od sióstr pozdrowić, od ścian, progu i ogniska.
Westchnęła Dziwa.
— Im tęskno wszystkim za wami...
Ciągle słuchając odwracało się dziewczę, potém, jakby co rychléj ujść chciało od rozmowy, pochwyciło dzbanek z wodą i poczęło iść żywo, nie śmiejąc obejrzéć za siebie.
Ze spuszczoną głową spiesząc, biegnąc prawie, wracała do Wizuna chaty, gdzie około łoża pełno