Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po namyśle zwrócił się kneź nareszcie, wejrzeniem zdając pytać, co począć mają — czekać li aż się Pomorcy rzucą pierwsi i odpierać, czy iść na nich ławą całą?
Dwa zastępy stały na dwu wzgórzach, w pośrodku których była dolina. Nieznaczny, prawie wyschły strumień kręto biegł jéj środkiem. Żaden z wojewodów ze słowem się nie wyrywał, gdy o kroków kilkanaście ujrzano zdążającego ku nim Wizuna, z dzidą okowaną w ręku. Szedł raźno, wesoło, jakby odmłodzony, i wysiadłszy zaledwie z łodzi, pospieszał z twarzą jasną ku wodzom.
— Z chramu idę od ognia i wyroczni! — zawołał — niosę wam wróżbę dobrą. Pytałem losów przez ogień, przez wodę, przez ptasi lot, przez wosk lany i dym świętego ogniska... odpowiedziały mi, że wroga zguba czeka!
Spojrzyjci! oto nad głowami waszemi ptak się unosi jak gołąb biały, a tam pod lasem gęste kruków widać stada!.. Łado! Kolado! — krzyknął. — Idźcie na nich! na nich! następujcie!.. Niech ich noga ztąd nie ujdzie. Łado! na nich!..
Za Wizunem i wodzowie i bliższe szeregi ten okrzyk wróżby szczęśliwéj powtórzyły.
Piastun ręką wskazywał ku lasom.
Ścibor natychmiast z ludźmi stojącemi po lewicy ruszył okalając nieprzyjaciela od lewego kbou, Luty poszedł z prawego, Bolko Czarny z nim