Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełny przy nim musiał stać, a wesołki mu prawili baśnie, albo kobiety gadkami i pieśniami bawiły.
Całe godziny i dnie schodziły tak na wylegiwaniu się i na śmiechu, potém nagle na koń się zrywał, w las, prowadził swych ludzi z sobą i dni kilka o chłodzie i głodzie polując do dworu ani zajrzał. Z kałuży gotów był się napić i lada czém pokarmić.
Tak samo gdy na wyprawę ciągnął, dobry był do napaści gwałtownéj, ale nigdzie nie strzymał długo.
Przyjacielem téż umiał niekiedy być takim, że życie stawił dla druha, a gdy najmniejsza waśń poróżniła go z bratem, ubić był gotów na razie... i potém żałować.
Choć tak gwałtowny i dziwaczny, Dobek razem przebiegłym był bardzo; zataić się umiał do czasu, z człowieka wyciągnąć, a samemu się przyczaić cicho.
Z téj strony mało go kto znał, oprócz własnych ludzi.
Hengo poznawszy się z nim, począł bardzo mu się przypatrywać bacznie, po drodze nie spuścił go z oka ni z ucha, postrzegał pilno, a gdy do dworu przybyli, zdało się niemcowi, iż go już całego miał.
Poczęło się tu od tego, iż gorąco się zabrał do czyszczenia, naprawiania i ostrzenia. Wszystek łom leżący w komorze przyprowadził do dobrego