Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stara niby zamyśliwszy się, sama dla siebie, stukając kijem w takt pieśni, śpiewać zaczęła chrypliwym głosem.

Oj — chodzę ja chodzę,
Jak biała lelija,
Gdzie się nie obrócę,
Wiatrek mną powija...
Wyjdę na policzko
Zaśpiewam se jeszcze,
Spojrzę na słoneczko,
Wysoko my jeszcze...
Lecą ptacy, lecą,
Daleko, daleko,
Niech mój smutek wezmą
I niech z nim ucieką...

— Albo i to... dola — dodała prześpiewawszy — żeby was tu woda jéj pod nogi przyniosła... Lepiéjby już wam było nie spotkać się z sobą... a to się tobie blizna jeszcze otworzyć gotowa, gdy się zbliży dziewka co ranę zadała... Bo mówią tak, że nie pomszczona krew rzuca się, gdy ten, co ją przelał, podejdzie... A ona téż znać się was boi, chodzi jak ziele mrozem zwarzone...
I trzęsła głową Jaruha, a gdy Doman milczał, ciągnęła znowu daléj.
— Czy ona wam teraz zbrzydła? no, powiedzcie... przyznaj się! Gdybyście jeszcze do niéj lgnęli... hm... to moja sprawa dziewuchom do chłopców, a chłopcom do dziewcząt pomagać...