Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie, stary go do łóżka położył z gorączką. Żal mu się go zrobiło gdy potém ujrzał osłabłym i z żalu może, sam zapadł, skarżył się, że go po kościach łamało. Dziwę tego dnia wezwano do dwu chorych, aby im posługiwała. Nie wymawiając się bardzo od tego, zobaczywszy Domana chorym, zajęła się nim w milczeniu, troskliwie, unikając tylko wzroku i nierozpoczynając rozmowy. Doman téż może rad temu, że przybyła, płoszyć jéj niechcąc, siedział milczący. Dopiero wychodząc we drzwiach dziewcze podniosło nań oczy nieśmiałe, zaparło drzwi prędko i uciekło.
Jaruha od owego poranku, ciągle po wyspie błądziła. Było jéj tu dosyć dogodnie, bo pielgrzymi ciągle jéj potrzebowali i karmili, a od chramu téż coś dawano. Gdy nie było co innego do roboty, związawszy miotłę, zamiatała około tynów i przy progach. Nagadać się było z kim, pobłąkać, choć ciasno, mogła dowoli na ostrowiu, a sypiała pod drzewem, okryta płachtami, do czego zdawna była przywykłą.
Ciekawość prowadziła ją po wszystkich zakątkach. Z kolei siadała na łące przy gromadkach, u brzegu jeziora sama jedna pod starą wierzbą, lub na progu któréj chaty.
Tego dnia zobaczywszy Dziwę wychodzącą od Wizuna, zachciało jéj się także zajrzéć do mieszkania starego.