Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 3 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogiłach... Dawała czasem pić i jeść, dni dwa i trzy, płótna kawałek, sukna okrawek... Kneź szczuł sobakami z podwórza, bo młode ściskał, a starych nie lubił... ale mnie żaden pies nie ukąsi. Zarazby się wściekł. Teraz na grodzisku... het, pustki i węgle... nie ma nic. Sroki skrzeczą tylko... Chodziłam grzebać w kupach popiołu... ino gdzieniegdzie kostki bieleją... Szkoda dworu malowanego! szkoda!
Dopiwszy trzeciego kubka, rozweseliła się znowu, otarła usta, oczy się jéj zaświeciły, chciała wstać, nie mogła, dziewczę ją podniosło z ziemi. Podparła się na kiju, zmocowała i głową kiwnąwszy, powlokła się daléj śpiewając.
— O lubczyko, ziółko złote!.. Jaką ty masz wielką cnotę, czy pan czy chłop, nic nie pyta, a za serce wnet go chwyta... o lubczyku, dobre ziele, prośże ty mnie na wesele!..
Obiecując sobie przybyć na nie, choć nieproszona, Jaruha, która nigdy na miejscu nie mogła długo usiedzieć, daléj się powlokła.
W drugiéj chacie krowa mleko dawać przestała, trzeba ją było okurzyć, aby czar i uroki zadane odczynić... Daléj ktoś w życie zawiązał węzeł na chorobę i cały zagon stał nietknięty, aż Jaruha go dopiero rozplątać mogła bez szkody. Znała tajemnic wiele, odejmowała zimnice, uspokajała tych, których duchy o ziemię rzucały, sama się czasem dziwiła sobie, iż umiała tak wiele.