Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 2 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lechy uprawiać... a gromady co się wyrwą, kneziowscy ludzie rozgonią na miazgę.
Bumir się tak odkrył ze swą wiarą, po miodzie, nieopatrznie, Doman daleko przebieglejszy od niego, dawno przewidział, ku czemu to idzie i czuł, że Bumir go spyta nareszcie, z kim on trzymać myśli. Powiedzieć fałszu nie chciał, a prawdę zdawało mu się wyśpiewać niebezpiecznie. U narodów w pół wykształconych instynkt zachowawczy często dziwne formy przybiera i do różnych fortelów się ucieka. Domanowi przyszło na myśl, aby się chorobą posłużyć, w chwili, gdy Bumir kończył mówić, jęczeć począł i chwycił się za pierś.
Jaruha stojąca pod oknem usłyszała ten głos i pospieszyła nań.
Bumir umilkł. Przyniesiono zaraz płachty nowe; chory się skarżył. Wiedźma zapowiedziała, że musi zamawiać ranę i że nikomu przy tém być nie wolno. Stary kmieć czarów się i bab obawiał. Z przerwaną więc rozmową wyniósł się za próg sapiąc, obiecując sobie wrócić dla dokończenia jéj, ale po dość długiém oczekiwaniu Jaruha wyszła, objawiając, że skutkiem jéj zamawiania chory zasnął i spać będzie do jutra, do rana, a snu mu przerywać nie wolno, boby duchy złośliwe chorobę rzucić mogły na tego, coby obudził chorego.