Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



V.


Cała téż gromada do koni zaraz ruszyła, bo czas było w dalszą drogę. Tuż i rzekę w bród przebywać było potrzeba, a Gerda na swojego konia wziął Sambora... Na przeciwnym brzegu widniało pólko zasiane i obrzucone zasiekiem, ale niedźwiedzie go nocą splądrowały. Las był tu przerzedzony, pnie w nim sterczały poopalane. Daléj pasło się koni stado i zbrojny człek go pilnował, z rogiem u pasa, a pałką nasiekiwaną w ręku. Znowu przejechali gaj i tu dopiero szersza pola przestrzeń przed niemi się odkryła. Nieopodal już widać było jezioro wielkie, w którém się słońce zachodzące przeglądało. Nad wodami jego ptastwo unosiło się stadami, czółna stały u brzegów, inne przesuwały w dali.