Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przebiegając ręką drzącą. Smerda, który się przebudził, ujrzawszy go z góry, zawołał.
— Bywaj tu — stary.
Ślepiec się zatrzymał, zwolna głowę podniósł, i oczy białe, krwawemi obwiedzione powiekami.
— Bywaj tu stary, chodź, spocznij — powtórzył Smerda... placka przełamiemy z tobą i posłuchamy pieśni. Śpiewak struny przebiegać zaczął palcami, ale pieśń się przerwała. Stanął, myślał, potém chłopcu dał znak kijem i ku wzgórzu iść zaczęli.
— Dokąd idziesz, stary! — spytał Smerda.
— Albo wiem? — po świecie... — rzekł oślepły... z pieśniami idę od chaty do chaty.
To mówiąc, miejsce na którém stał, począł kijem obmacywać i ostrożnie osunął się na ziemię. Gęślę złożywszy na kolanach, dumał. Pomilczawszy nieco, jakby życie jego pieśnią być musiało, jakby mu ona nie wylewając się z piersi, nabrzmiewała w nich, jakby mu była tchnieniem... bez którego ostać się nie mógł, niezrozumiale, cicho, sam sobie nucić zaczął.
Milczeli wszyscy. Jeden z pachołków dobył z torby placek i położył go na rękach starego, który powoli do ust zaniósłszy, gryźć począł. — Chłopak, który go wodził, poszedł do rzeki garnuszkiem zaczerpnąć wody.
Sambor siadł przy nim.