Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stara baśń tom 1 032.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy nim na ziemi leżały. Hengo ujął z nich dwie, i z taką siłą i zręcznością zarzucił je sobie na ramiona, jakby unikał pomocy obcéj lub chciał się popisać ze zręcznością. Przez podwórze téż niosąc je umyślnie zdawał się stąpać lekko i zwinnie, jakby wcale obarczony nie był. Pochyliwszy się nieco we drzwiach, wszedł do dworu, i tu przy okienku, około ławy szerokiéj, sznury rozplątywać począł.
Chłopcy domowi ciekawém go otoczyli kołem. Z wielką wprawą i zręcznością Niemiec sakwy otworzył, pomyślał chwilę, i obejrzawszy się ku staremu, zaprosił go ku sobie.
— Ale, cóżto?... wy sami tylko — odezwał się — a niewiastom waszym ani nawet oczów nacieszyć nie dozwolicie? Jam już człek niemłody, mnie téż ani się wstydzić, ani lękać nie macie powodu.
Wisz zawahał się nieco, potém ręką dał znak i sam podszedł ku drzwiom bocznéj komory. Tu stara Jaga na straży stała, drzwi sobą zapierając, ale nie pomogły groźby jéj i obawy, gdy stary gospodarz dał swobodę, niewiastki i dziewczęta tłumnie wpadły do izby. Pędziła je ciekawość, a strach hamował, i zaledwie wparły się do świetlicy wązkiemi drzwiami, poczęły nazad uciekać. Pierwsza co rudego Niemca oczy spotkała, krzyknęła i cofnęła się; za nią jak pierzchliwe stado